Niebyt
2 posters
:: Formalności :: Śmietnik
Strona 1 z 1
Niebyt
(Moi drodzy, ostatecznie nie wstawiam kolejki, każdy odpisuje wedle swoich możliwości czasowych. Dodaję też od razu 3 opisy i chowam do spoilerów. Proszę, by każdy na początku posta pisał, gdzie jego postać się aktualnie znajduje „na starcie” pisania. Dziękuję.)
--------------------------------------------------------
Komnata Austrii
Niebo przejrzyste, ani jedna chmura go nie mąci, a jednak gwiazd ani księżyca nie widać na nim. Musisz się długo przypatrywać, podróżniku, nim dostrzeżesz, że to sam nieboskłon delikatnie błyszczy, nadając temu miejscu światło. Wszak gdyby go nie było, miejsce to spowiłaby wieczysta ciemność.
Widzisz stąd inne szczyty, wszak sam stoisz na jednym z nich. Ścieżka z kamieni prowadzi na sam kraniec góry i zawadza o budowlę znajdującą się dokładnie na tym krańcu, po czym biegnie dalej. Ta budowla zapewne kiedyś była schroniskiem dla wiernych poszukiwaczy przygód na szlakach, teraz ściany ledwie się trzymają. Dach dawno już zawalił się do środka, burząc piętrową kondygnację i wybijając w oknach wszelkie szyby. Cztery pokoje, w których kiedyś turyści spali, zlały się w jedną ruinę, gdzieniegdzie widać jeszcze deski i fragmenty podstawowych mebli, które dawały możliwość przenocowania strudzonym podróżnikom. Nieco przed zawaliskiem jeszcze można znaleźć podłużną ciemnobrązową ladę, a na niej elegancką tabliczkę z napisem „recepcja”. Da się wejść na półpiętro schodów, jednak dalsza część została zerwana, stąd da się jednak dojrzeć, że dach spadł w większości na jadłodajnię, rozbijając ją w drobny mak. W gruzach dachu i dawnych pomieszczeń ktoś lub coś ustawiło kilka desek, tworząc lichą kondygnację małej klitki, następnie ją uprzątnięto i położono tam materac, który zachował się w całości.
Ścieżka biegnie dalej i chodzi ze szczytu po drugiej stronie, wnikając w las. Jednak tylko z jednej strony da się wejść pomiędzy drzewa, z drugiej gęstwina jest tak mocna, iż nawet ręki nie można ta włożyć. Przy tym zejściu jedynym powietrze toczy się wokół, tworząc wirujący tunel.
Roderich ocknął się, leżąc na materacu tuż przy podłodze. Widział nad sobą tylko kilka desek i fragmenty dachówek, wiszące mu nad głową nieprzyjemnie blisko. Podniósł się ostrożnie i wygramolił stąd, wychodząc z klitki i stając na własnych nogach, rozglądając się po zniszczenia. Zachłysnął się strachem, jednak potrząsnął głową i rozejrzał się czujniej. Miejsce to wydawało mu się znajome, choć kompletnie nie potrafił wskazać go na mapie, ot, wspomnienie. Ale dlaczego tu trafił i dlaczego jest w takim stanie? Wcześniej pamiętał to schronisko, jako prężnie działający ośrodek.
Podszedł kilka kroków, odkrywając, że buty ma całe, ale nogawka jego spodni jest rozdarta, zaś koszula na nim luźno wisi, jest porozrywana tu i ówdzie. Jakby go ktoś bezlitośnie szarpał. Pokręcił głową znów, wychodząc przez ramę, gdzie tylko połowa podwójnych drzwi wisi. Spojrzał na las i upewnił się, że to miejsce jest do złudzenia podobne do tego wspomnienia, a jednak kompletnie inne, gdyż jest… martwe. Jest po prostu ciche i martwe. Strach znów dał mu o sobie znać, a przy tym poczuł, jak wiatr nagle zaczyna wiać w jego twarz. Tylko jedna ścieżka…
Ostrożnie podszedł do wiru, zastanawiając się nad jego strukturą . Spróbował go dotknąć, ale jego ręka przeszła przez powietrze, tak jak zawsze przechodziła, nie mącąc tej struktury wcale. Kiedy strach odpływał z jego umysłu, będąc zastępowanym przez ciekawość, wiatr się uspokoił i wyciszył, co też Rod zauważył. Magiczne miejsce… – uznał, wracając oczyma do powietrza. Zastanawiał się, czy ten wirujący tunel mu przeszkodzi w poznaniu, co jest dalej na tej ścieżce, wszak chciałby nią pójść. W tym momencie właśnie powietrze wciągnęło go i poniosło dalej.
( -> Kopalnia)
- Prowizoryczna mapa:
[You must be registered and logged in to see this image.]
Jakby ktoś nie mógł załadować:
[You must be registered and logged in to see this link.]
- Leśny matecznik:
- Miejsce to przypomina las w środku nocy, kiedy już zima odeszła, ale jeszcze drzewa nie zaczęły wypuszczać liści. Nagie konary pnące się ku wiecznie granatowemu nieboskłonowi stoją dość blisko siebie, a ich gałęzie czasem zawadzają jedna o drugą. Pomiędzy nimi snuje się mgła, srebrzysta jak księżyc, którego tu nie widać, ale który zapewne gdzieś się majaczy. Czasem tu i ówdzie przemykają drobne stworzenia, przypominające rozdęte owady lub wręcz kulki z oczyma i wydłużonymi noskami oraz drobnymi nóżkami. Są bardzo płochliwe, choć potrafią przysiąść na gałęzi i Was obserwować, to od wyciągniętej dłoni uciekają.
Ten fragment lasu nie ma żadnej polany i szybkim spacerem można go przejść na wskroś w dziesięć minut. Sam las ciągnie się dalej, ale granicę stanowią gęsto uplecione gałęzie, niechętne, by Was przepuścić. W pocie tym są jednak wyrwy, a wskazują ich kierunek barwy błyskające pomiędzy konarami. Są dwa źródła czerwieni, dwa drzewa oddalone od siebie są poprzecinane delikatnie skrzącymi się żyłkami w kolorze krwi, zaś obok nich gałęzie graniczące rozchodzą się, ustępując miejsca mgle układającej się w wirujący tunel. To ścieżki. Jedna z nich prowadzi do komnaty Irlandii druga zaś do komnaty Kuglamugla. Gdzie indziej na granicy stoi podobne jedno drzewo, ino błyszczące barwą zieloną i za nim też kryje się przejście, tutaj do miasteczka ze skał. Drzewo poprzecinane błękitnymi żyłkami zaś towarzyszy wirowi, co do kopalni prowadzi. Błyska się tu jeszcze monument bursztynem przyozdobiony, jeno wir powietrzny toczy się za gałęziami, które ani myślą rozstąpić się i wpuścić przybyszy do tej drogi.
- Kopalnia:
- Całe to miejsce znajduje się pod ziemią, ścieżki są wyryte w skałach lub prowadzą przez stworzone z drewna mosty i kładki. Przy ścieżkach ktoś wmontował lampy, takie jak się w kopalniach właśnie montuje, a dają one światło wyjątkowo żółtawe, co może być nawet przyjemną odmianą po wiecznie srebrzystym świetle płynącym z nieboskłonu.
Wydrążono jaskinię o szerokości siedemdziesięciu metrów i długości stu pięćdziesięciu, głębokości nie znanej, bo i w górę ciemno i w dół ciemno. Na środku tego wyrobiska jednak ktoś pozostawił masywny, szeroki filar skalny o średnicy dziesięciu metrów. Wzdłuż ściany okalającej tę jaskinię ciągnie się ścieżka skalna, jednak tam, gdzie ona najbardziej się zbliża do filaru, z dwóch stron zostały zamontowane kładki prowadzące do ścieżki kroczącej wokół tej skalnej kolumny. Kładki drewniane przy tym wsporniku układają się w spiralę, która to osiąga sześć okrążeń.
W skale, która otacza całą tą kopalnię ktoś wydrążył cztery tunele i przy każdym z nich namalował znak X różnymi farbami. W każdej takiej odnodze powietrze zaczyna z niewyjaśnionych przyczyn zataczać okrąg i tworzyć wir, którego drugiego końca nie było widać. Są dwa błękitne znaki, ścieżka przy jednym prowadzi do komnaty Egiptu, a druga do komnaty Austrii. Jest jeden znak zielony prowadzący do miasteczka ze skał, jest też znak czerwony prowadzący do leśnego matecznika.
Między symbolami o barwach krwi i liści skonstruowano szeroki podest drewniany, raz po raz wznoszący się ku górze stopniami, jak piramida. Na jej szczycie, a podest ten miał wymiary sześciu metrów, ustawiono duże lustro i obok kulę ziemi nabitą na żelazny kostur i przepasaną żelaznym pasem. Prowizoryczny globus.
- Skalne miasteczko:
- Położone w dolinie wśród gór, wokół skalne monumenty wznoszą się i strzegą tej doliny, niemo obserwując przybyszy. Ne płynie tu żaden strumyk, zaś do tego miasteczka prowadzą cztery wydeptane ścieżki, które przecinają się na wydeptanym okrągłym placyku w centrum budowli. Domków jest piętnaście, są one wszystkie podobne do siebie. Duże skały odpowiednio umodelowane stanowią ściany, w nich został wycięty jeden otwór przypominający drzwi i dwa przypominające okna, zaś na tę konstrukcję położono nieco cieńszą płytę skalną roli płaskiego dachu. Prowizoryczne konstrukcje, bardziej przypominające schrony górskie, niż faktyczne domy do zamieszkania, są kompletnie puste, jakby nikt ich nigdy nie odwiedzał.
W oddaleniu od miasteczka przy każdej ścieżce stoi barwny filar, zaś nad ścieżką powietrze zaczyna się kręcić, tworząc rotujący tunel prowadzący dalej. Można tędy dalej się przemieścić. Dwa filary są zielone, przy jednym ścieżka prowadzi do komnaty Berlin, przy drugim do komnaty Ameryki. Stoi tutaj również symbol czerwony, prowadzący do leśnego matecznika oraz symbol błękitny, prowadzący do kopalni.
Komnata Austrii
Niebo przejrzyste, ani jedna chmura go nie mąci, a jednak gwiazd ani księżyca nie widać na nim. Musisz się długo przypatrywać, podróżniku, nim dostrzeżesz, że to sam nieboskłon delikatnie błyszczy, nadając temu miejscu światło. Wszak gdyby go nie było, miejsce to spowiłaby wieczysta ciemność.
Widzisz stąd inne szczyty, wszak sam stoisz na jednym z nich. Ścieżka z kamieni prowadzi na sam kraniec góry i zawadza o budowlę znajdującą się dokładnie na tym krańcu, po czym biegnie dalej. Ta budowla zapewne kiedyś była schroniskiem dla wiernych poszukiwaczy przygód na szlakach, teraz ściany ledwie się trzymają. Dach dawno już zawalił się do środka, burząc piętrową kondygnację i wybijając w oknach wszelkie szyby. Cztery pokoje, w których kiedyś turyści spali, zlały się w jedną ruinę, gdzieniegdzie widać jeszcze deski i fragmenty podstawowych mebli, które dawały możliwość przenocowania strudzonym podróżnikom. Nieco przed zawaliskiem jeszcze można znaleźć podłużną ciemnobrązową ladę, a na niej elegancką tabliczkę z napisem „recepcja”. Da się wejść na półpiętro schodów, jednak dalsza część została zerwana, stąd da się jednak dojrzeć, że dach spadł w większości na jadłodajnię, rozbijając ją w drobny mak. W gruzach dachu i dawnych pomieszczeń ktoś lub coś ustawiło kilka desek, tworząc lichą kondygnację małej klitki, następnie ją uprzątnięto i położono tam materac, który zachował się w całości.
Ścieżka biegnie dalej i chodzi ze szczytu po drugiej stronie, wnikając w las. Jednak tylko z jednej strony da się wejść pomiędzy drzewa, z drugiej gęstwina jest tak mocna, iż nawet ręki nie można ta włożyć. Przy tym zejściu jedynym powietrze toczy się wokół, tworząc wirujący tunel.
Roderich ocknął się, leżąc na materacu tuż przy podłodze. Widział nad sobą tylko kilka desek i fragmenty dachówek, wiszące mu nad głową nieprzyjemnie blisko. Podniósł się ostrożnie i wygramolił stąd, wychodząc z klitki i stając na własnych nogach, rozglądając się po zniszczenia. Zachłysnął się strachem, jednak potrząsnął głową i rozejrzał się czujniej. Miejsce to wydawało mu się znajome, choć kompletnie nie potrafił wskazać go na mapie, ot, wspomnienie. Ale dlaczego tu trafił i dlaczego jest w takim stanie? Wcześniej pamiętał to schronisko, jako prężnie działający ośrodek.
Podszedł kilka kroków, odkrywając, że buty ma całe, ale nogawka jego spodni jest rozdarta, zaś koszula na nim luźno wisi, jest porozrywana tu i ówdzie. Jakby go ktoś bezlitośnie szarpał. Pokręcił głową znów, wychodząc przez ramę, gdzie tylko połowa podwójnych drzwi wisi. Spojrzał na las i upewnił się, że to miejsce jest do złudzenia podobne do tego wspomnienia, a jednak kompletnie inne, gdyż jest… martwe. Jest po prostu ciche i martwe. Strach znów dał mu o sobie znać, a przy tym poczuł, jak wiatr nagle zaczyna wiać w jego twarz. Tylko jedna ścieżka…
Ostrożnie podszedł do wiru, zastanawiając się nad jego strukturą . Spróbował go dotknąć, ale jego ręka przeszła przez powietrze, tak jak zawsze przechodziła, nie mącąc tej struktury wcale. Kiedy strach odpływał z jego umysłu, będąc zastępowanym przez ciekawość, wiatr się uspokoił i wyciszył, co też Rod zauważył. Magiczne miejsce… – uznał, wracając oczyma do powietrza. Zastanawiał się, czy ten wirujący tunel mu przeszkodzi w poznaniu, co jest dalej na tej ścieżce, wszak chciałby nią pójść. W tym momencie właśnie powietrze wciągnęło go i poniosło dalej.
( -> Kopalnia)
Austria- Rodzina : Germanie
Liczba postów : 737
Re: Niebyt
Wydaje się, że teren jest stosunkowo pagórkowaty, jednak trudno jest to ocenić mając stuprocentową pewność – obszar zasnuty jest mgłą dającą tylko parędziesiąt metrów widoczności. Również niebo jest zakryte niczym nisko wiszącą chmurą. Powietrze jest ciężkie i wilgotne. Choć bez wątpliwości można stwierdzić, że jest dzień, warunki pogodowe sprawiają, że niezbyt wiele światła słonecznego dociera do ziemi. Jest szaro i ponuro.
Pośród mgły, na piasku sugerującym pustynię, rozstawiony jest namiot, o ile można tak nazwać rozwieszone na krzywych patykach wyleniałe skóry i przetarte tkaniny. Również dywan, niegdyś służący za podłogę w namiocie, postrzępił się i został w większości przysypany piaskiem. Barłóg złożony ze skór najwyraźniej był kiedyś łóżkiem.
Przed namiotem stoi worek pełen dawno nienadających się do niczego ziaren, obok niego rozrzucone są potłuczone gliniane naczynia. Nieco dalej znajduje się pozostałość po ognisku. W okręgu ułożonym z kamieni wciąż znajdują się poczerniałe drewienka i węgielki.
Całość dawnego beduińskiego mieszkania wpasowana jest w prostokąt niewysokich, zniszczonych murków mogących być pozostałością po zabudowaniach dawnych Egipcjan. Gdzieniegdzie można dopatrzeć się starożytnych hieroglifów wyrytych w piaskowcu, jednak są tak zniszczone, że nawet ekspert nie odczyta ich znaczenia. Obok ruin z piasku sterczą suche pnie. Kiedyś rosły tu palmy. Na jednej z nich ktoś zawiesił czaszkę wielbłąda.
Mgła zdaje się być przyzywająca, ale jednocześnie straszna. Niezależnie od miejsca, z którego w nią wejdziesz, znajdziesz drogę do kopalni. Nie ma innej drogi ucieczki.
Muhammad zakasłał, gdy podniósł się już do siadu. Wiatr niósł ze sobą drobinki piasku, a te dostały się do dróg oddechowych chłopaka, gdy wziął głębszy oddech tuż po przebudzeniu. Przetarł oczy, które szybko również zaczęły piec.
Mruknął coś pod nosem i ściągnął z głowy kefiję, by i ją wytrzepać z piasku. Rozejrzał się. Mgła na Saharze nie była tak rzadka, jak może się wydawać, dlatego przyjął to zjawisko ze spokojem. Również namiot wydawał mu się czymś zwykłym, choć bez wątpienia był opuszczony. Wydawało się to dziwnym – Beduini zwykle zabierają ze sobą cały swój dobytek.
Przegrzebał na wpół zasypane piaskiem miejsce na ognisko. Było zupełnie zimne, a więc ludzie opuścili swój dom już dawno temu. A może musieli uciekać? Lub planowali tu powrócić, jednak nigdy nie było im to dane…? Możliwości było zbyt wiele.
Nie wiedział, jak się tu dostał, ani jak teraz wrócić do Kairu. W piasku namacał odłamek wazy, postanowił zachować go - w razie czego może się przydać.
Błądzenie po pustyni we mgle było jeszcze mniej mądre od błądzenia po pustyni w ogóle. Muhammad schował się do namiotu. Postanowił przeczekać.
Pośród mgły, na piasku sugerującym pustynię, rozstawiony jest namiot, o ile można tak nazwać rozwieszone na krzywych patykach wyleniałe skóry i przetarte tkaniny. Również dywan, niegdyś służący za podłogę w namiocie, postrzępił się i został w większości przysypany piaskiem. Barłóg złożony ze skór najwyraźniej był kiedyś łóżkiem.
Przed namiotem stoi worek pełen dawno nienadających się do niczego ziaren, obok niego rozrzucone są potłuczone gliniane naczynia. Nieco dalej znajduje się pozostałość po ognisku. W okręgu ułożonym z kamieni wciąż znajdują się poczerniałe drewienka i węgielki.
Całość dawnego beduińskiego mieszkania wpasowana jest w prostokąt niewysokich, zniszczonych murków mogących być pozostałością po zabudowaniach dawnych Egipcjan. Gdzieniegdzie można dopatrzeć się starożytnych hieroglifów wyrytych w piaskowcu, jednak są tak zniszczone, że nawet ekspert nie odczyta ich znaczenia. Obok ruin z piasku sterczą suche pnie. Kiedyś rosły tu palmy. Na jednej z nich ktoś zawiesił czaszkę wielbłąda.
Mgła zdaje się być przyzywająca, ale jednocześnie straszna. Niezależnie od miejsca, z którego w nią wejdziesz, znajdziesz drogę do kopalni. Nie ma innej drogi ucieczki.
Muhammad zakasłał, gdy podniósł się już do siadu. Wiatr niósł ze sobą drobinki piasku, a te dostały się do dróg oddechowych chłopaka, gdy wziął głębszy oddech tuż po przebudzeniu. Przetarł oczy, które szybko również zaczęły piec.
Mruknął coś pod nosem i ściągnął z głowy kefiję, by i ją wytrzepać z piasku. Rozejrzał się. Mgła na Saharze nie była tak rzadka, jak może się wydawać, dlatego przyjął to zjawisko ze spokojem. Również namiot wydawał mu się czymś zwykłym, choć bez wątpienia był opuszczony. Wydawało się to dziwnym – Beduini zwykle zabierają ze sobą cały swój dobytek.
Przegrzebał na wpół zasypane piaskiem miejsce na ognisko. Było zupełnie zimne, a więc ludzie opuścili swój dom już dawno temu. A może musieli uciekać? Lub planowali tu powrócić, jednak nigdy nie było im to dane…? Możliwości było zbyt wiele.
Nie wiedział, jak się tu dostał, ani jak teraz wrócić do Kairu. W piasku namacał odłamek wazy, postanowił zachować go - w razie czego może się przydać.
Błądzenie po pustyni we mgle było jeszcze mniej mądre od błądzenia po pustyni w ogóle. Muhammad schował się do namiotu. Postanowił przeczekać.
Egipt- Rodzina : Arabowie
Liczba postów : 24
:: Formalności :: Śmietnik
Strona 1 z 1
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|